Wielkość matrycy aparatu cyfrowego wciąż budzi wiele emocji. Dużo osób uważa, do pewnego stopnia nie bez racji, że im większa matryca, tym lepsze zdjęcia. Ale nie jest tak prosto – większa matryca to mniejsza głębia ostrości, co jest korzystne przy portrecie, ale powoduje problemy w makro. Większa matryca to większa użyteczna czułość, ale też większa waga i większy rozmiar aparatu. Dlatego najlepiej byłoby dobierać za każdym razem aparat, a dokładnie wielkość matrycy do zadania. Jakie wielkości matrycy mamy obecnie do dyspozycji? Pełna klatka filmu małoobrazkowego, czyli potocznie Full Frame, albo w nomenklaturze Nikona FX. Klatka zmniejszona, czyli format APS-C, albo u Nikona DX. Następnie własny format Olympusa i Panasonika – µ4/3. A dalej matryca 1″, czyli u Nikona CX oraz formaty mniejsze, stosowane głównie w kompaktach, a więc 1/1,8″ oraz 1/2,33″. Trudno sobie wyobrazić co jest co, więc rzućmy okiem na obrazek:
Jak widać zmiany wielkości matrycy wcale nie są równomierne: duży format FX, później grupa podobnych formatów DX, µ4/3 i CX i na koniec dwa bardzo podobne rozmiary 1/1,8″ oraz 1/2,33″. Zastanawiając się nad tym jakie zdjęcia ja robię doszedłem do wniosku, że idealny szereg wielkości matryc bazowałby na ofercie Nikona:
Mamy tutaj równomierne zmiany wielkości matrycy i aparat z matrycą FX to idealny wybór do portretu i zdjęć w pomieszczeniach (im większa matryca tym łatwiej zrobić dobry obiektyw szerokokątny). Format DX świetnie sprawdza się w przypadku zdjęć dzikiej (i nie tylko dzikiej) przyrody, ptaków, sportu, natomiast format CX to dobra opcja do makro. Ale… no właśnie, zawsze jakieś ale. I tu mamy problem, ponieważ żaden aparat Nikona formatu CX nie nadaje się do makro. Dlaczego? Bo nie jest zgodny z akcesoriami takimi jak lampy z CLS, wzierniki kątowe, kable zdalnego wyzwalania. Długo kombinowałem jak zrobić dobry zestaw makro na bazie aparatu serii Nikon 1 (czyli właśnie z matrycą CX) i jak na razie zawsze wychodzi mi, że muszę się nakombinować bez porównania więcej niż z jakimkolwiek innym formatem. Moje poszukiwania właściwego rozwiązania dały wynik nieco inny:
Jak widać zamiast nieudanego wykonania formatu CX, mamy tu format µ4/3. Akurat w przypadku czy to Olympusa czy to Panasonika nie można narzekać – jest wszystko co trzeba do makro. Ja akurat preferuję Olympusa i taki OM-D E-M1 daje ogromne możliwości choćby dlatego, że jego system sterowania błyskiem pozwala na budowanie nawet skomplikowanych zestawów do makro. Tylko że pojawia się pewien efekt uboczny: różnica pomiędzy µ4/3 a DX jest niewielka, ale jednak µ4/3 pozwala sięgnąć w kierunku większych skal odwzorowania. A do tego obecne aparaty tego systemu dają sobie radę z ustawianiem ostrości nawet w przypadku obiektów ruchomych. Ponadto za chwilę będzie dostępny obiektyw 40-150mm f/2,8, co odpowiada 80-300 dla FX, a jest też już zaanonsowany obiektyw 300mm. Przepraszam, to po co mi aparat formatu DX?! A gdybym chciał sięgnąć głębiej w makro, to mogę skorzystać z dobrych aparatów, np Panasonika, z matrycą 1/2,33″. I wtedy mój obrazek formatów matryc wyglądałby tak:
Hmm, drogi Nikonie, jakoś tu mało się Ciebie zrobiło. Bo w zakresie µ4/3 nie masz nic do zaoferowania, a w zakresie 1/2,33″ Twoja oferta wygląda słabo w porównaniu do np. Panasonika.
Inna sprawa, że szczerze mówiąc nie potrzebuję za bardzo formatu 1/2,33. W zupełności wystarczyłby mi format CX. Ale czy doczekam się Nikona 1 V4, o którym będzie można powiedzieć, że jest „profi”? Nie potrzeba dużo – zaledwie CLS, wbudowana lampa potrafiąca sterować zewnętrznymi lampami w trybie CLS i wężyk spustowy. A do tego to co już jest: odchylany ekran. Czy to tak dużo? Gdyby system Nikon 1 nie był sztucznie „wykastrowany”, to mój system wyglądałby tak:
Ale ponieważ Nikon z jakichś zupełnie niezrozumiałych sposobów sztucznie okaleczył system Nikon 1, to aktualnie ten obrazek wygląda tak:
Przy czym wraz z rozwojem systemu, Olympus zyskuje wyraźnie na znaczeniu i częstotliwości użycia.