Olympus OM-D E-M5 – cz. 3

Wrażenia po dwóch tygodniach w górach.

Właśnie wróciłem z dwutygodniowego wyjazdu w góry. Tym razem zabrałem ze sobą tylko Olympusa wraz z czterema obiektywami i uchwytem. Wrażenia? W skrócie: ten aparacik daje radę!

20130126194622

Zdjęcie zrobione w nocy, gdy jedynym oświeteniem był księżyc za chmurami oraz dekoracja domu i rozświetlone okna.

Już na samym początku Olympus spisał się świetnie. Natychmiast po przyjeździe w góry, gdy tylko wysiadłem z samochodu, zrobiłem pierwsze zdjęcie. Warunki oswietleniowe były trudne: noc, wokół ciemno, za to w kadrze kilka bardzo intensywnych plam światła. Pomimo stosunkowo małego przetwornika szumy są utrzymane w ryzach, a pomiar jest przewidywalny i łatwy do opanowania.

20130127071537

Widok z okna sypialni. Coś pięknego: rano otwieram oczy i widzę taki widok za oknem!

Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie obiektywy zarówno Olympusa jak i Panasonica. Szczerze mówiąc, zakładałem, że jest to druga liga i w porównaniu z obiektywami Nikona szkła µ4/3 wypadną słabo. Nic bardziej mylnego! Już standardowy zoom Olympusa 12-50mm jest ostry w całym zakresie. Pięknie rysuje, świetnie oddaje barwy i kontrast.

20130128141748

Chwila zadumy.

Optyka µ4/3 jest na tyle dobra, że bez obaw można mocno przycinać zdjęcie – rozdzielczości i ostrości na pewno nie zabraknie.

20130129145618

Zimowy widoczek z doliny.

Niezależnie od tego czy robię zdjęcie kolorowe czy czarno-białe, Olympus spisuje się świetnie. W przypadku zdjęć czarno-białych największe znaczenie ma jakość przejść tonalnych, a w takiej zimowej scenerii dodatkowo ważna jest odporność na wypalanie bieli. Muszę przyznać, że Olympus spisuje się w tym zakresie wręcz perfekcyjnie.

20130131104208

Wbrew pozorom zrobienie tego zdjęcia wcale nie wymagało ciężkiej, wielogodzinnej wyprawy w góry.
Dzięki rewelacyjnemu położeniu domu oraz dzięki obiektywowi Panasonic 45-175mm zrobiłem
to zdjęcie z… tarasu. I jest to pełna klatka, bez przycinania.

Tak, powyższe zdjęcie dało mi do myślenia. Po co mam dźwigać wiele kilogramów szkła, jeżeli w zupełności wystarczy malutki (w stosunku do Nikona D800E) Olympus OM-D E-M5, ważący ułamek tego co Nikon, z mikroskopijnym wręcz obiektywem 45-175mm (jest to odpowiednik 90-350mm dla pełnej klatki)? Oczywiście można byłoby powiedzieć, że przy tak małym obrazku jak powyżej, to nawet aparat w telefonie wystarczy. Ale ja to zdjęcie wydrukowałem wczoraj w formacie A3. Efekt? Można ten wydruk oglądać z bliska i widać wszystkie szczegóły. Na miniaturze powyżej widać w oświetlonej części stoku jakieś niewyraźne struktury – na wydruku A3 widać wyraźnie jak w tych miejscach układa się śnieg – można rozpoznać każdą pojedynczą muldę!

20130131104437

Gra świateł na śniegu pokrywającym górę i na chmurach. Pięknie oddana przez Olympusa OM-D E-M5.
I znów obiektyw Panasonic 45-175mm.

Powyżej kolejny przykład możliwości Olympusa z obiektywem Panasonica. Trzeba przyznać, że ten duet świetnie sobie radzi w obszarach wysokiej jasności obiektu. Natomiast poniżej widać przykład, że równie dobrze radzi sobie w cieniach.

20130201132149

W oryginale zbocza góry tuż ponad lasem były bardzo ciemne ze względu na uniknięcie przepalenia nieba.
Bez problemu dało się w procesie obróbki wyciągnąć cienie do postaci widocznej na zdjęciu.

I znów na dużym wydruku widać wszystkie detale, pomimo mocnego wyciągnięcia ich z cieni. Z każdym zdjęciem Olympus budzi coraz większe moje zdumienie i coraz większe uznanie.

20130201155032

I jeszcze jeden przykład współpracy Olympusa OM-D E-M5 z Panasonikiem 45-175mm.

Po tych dwóch tygodniach fotografowania w górach nabrałem szacunku do tego malutkiego aparatu. Jego możliwości są ogromne, a jakość zdjęć zdumiewająca. Trzeba też podkreślić bardzo solidną konstrukcję aparatu oraz jego odporność na warunki atmosferyczne. Aparat całe dni spędzał dyndając na taśmie od rana do ciemnej nocy, a poza pierwszymi dwoma dniami, przez reesztę czasu było mokro, padał śnieg, śnieg z deszczem i deszcz. Tak więc aparat przez większość czasu albo był pokryty warstwą śniegu, albo też ociekał wodą. A mimo to ani razu nie pokazał jakiego kolwiek problemu z tego powodu (ani z żadnego innego). Pozytywne wrażenie wywołało również zasilanie. Zawsze miałem przykręcony uchwyt HLD-6 z drugim akumulatorem, ale tylko raz czy dwa razy jeden akumulator nie wystarczył na cały dzień pracy. I miało to miejsce wtedy, gdy przez cały dzień nagrywałem filmy. Kiedy nie nagrywałem filmów, a tylko robiłem zdjęcia, wtedy jeden akumulator wystarczał na cały dzień pracy i jeszcze sporo pojemności zostawało do wykorzystania.

Wspomniałem o nagrywaniu filmów. Muszę przyznać, że nie jestem szczególnie wielkim miłośnikiem filmowania i do tej pory w ogóle nie nagrywałem filmów. Zacząłem stosunkowo niedawno, gdy możliwość ta pojawiła się w Nikonie D800E. Ale Olympus zmienił moje nastawienie do filmowania. A to z dwóch powodów: po pierwsze, nagrywanie filmów tym aparatem jest bardzo łatwe przy zachowaniu pełnej kontroli nad parametrami procesu. Po drugie, filmy nagrane Olympusem są naprawdę wysokiej jakości. I co ważne, Olympus przy przyzwoitym poziomie oświetlenia bardzo dobrze radzi sobie ze śledzeniem ostrości. W warunkach słabego oświetlenia często gubi ostrość (warunki słabego oświetlenia to dla przykładu stok narciarski, w bardzo ciemny dzień, przy padającym intensywnie śniegu).

W przypadku nagrywania filmów istotną sprawą jest dźwięk. Olympus ma wbudowany w korpus mikrofon stereofoniczny. W przypadku nagrywania filmów w pomieszczeniu mikrofon ten w zupełności wystarczy. Jest czuły, daje czysty, ładny dźwięk i nie rejestruje żadnych hałasów wywoływanych przez aparat (to bardzo miła cecha, szczególnie w porównaniu do Nikona, gdzie Nikon nie ma w ofercie żadnego obiektywu, który pozwalałby na automatyczne ustawianie ostrości bez koszmarnych hałasów, rejestrowanych nawet przez zewnętrzny mikrofon). Ale jak wyjdziemy na zewnątrz, na wiatr, to bez zewnętrznego mikrofonu, najlepiej z tzw. zdechłym kotem, ani rusz. Mikrofon wbudowany w korpus jest bardzo wrażliwy na wiatr i natychmiast rejestruje wszelkie jego podmuchy. Tu jednak pojawia się pewien problem: mianowicie Olympus w dosyć szczególny sposób zrealizował możliwość podłączenia zewnętrznego mikrofonu. A mianowicie trzeba dokupić duperel, który nazywa się Olympus External Microphone Adapter EMA-1. Ten adapter instaluje się w sankach od lampy na korpusie, wpinając go jednocześnie w port akcesoriów, znajdujący się tuż pod sankami. I dopiero teraz mamy do dyspozycji gniazdo mini-Jack, pozwalające podłączyć jakikolwiek zewnętrzny mikrofon. Sorry Olympus, ale trudno mi znaleźć większą głupotę. Rozumiem chęć zarabiania na byle duperelku, ale bez przesady! Nie dość, że trzeba pamiętać o dodatkowym wyposażeniu, to jeszcze tracimy zarówno sanki jak i port akcesoriów – tylko po to, aby uzyskać coś, co w każdym aparacie średniej klasy jest w standardzie! A jak wepnę adapter w sanki, to gdzie mam (za przeproszeniem) wetknąć mikrofon, który najczęściem montuje się właśnie w sankach od lampy? Czy ten adapter wymyślił inżynier? Czy może księgowy?

No, dobra, dosyć labiedzenia. Ten idiotyczny port zewnętrznego mikrofonu to jedyna wada, jaką znalazłem w Olympusie OM-D E-M5. Znacznie więcej jest zalet: mały, lekki, wyśmienite szkła, rewelacyjna wręcz stabilizacja obrazu, odporność na warunki atmosferyczne, rewelacyjna jakość obrazu, świetny system AF i wiele więcej. Olympus miał w założeniach stanowić uzupełnienie mojego systemu Nikona o coś małego, lekkiego i poręcznego, do zastosowania wtedy, gdy nie mam możliwości zabrania D800E. A tymczasem przez całe dwa tygodnie intensywnego fotografowania w różnych warunkach, w dzień i w nocy, w pomieszczeniach i na zewnątrz, obiektów statycznych i dynamicznych, ani razu nie odczułem braku D800E. Czyżby przyszła pora na poważne zmiany?

Dodaj komentarz