Olympus OM-D E-M5

Pierwsze wrażenia.

Kiedy przyjechała paczka, trochę się zdziwiłem. Zamówiłem mały aparacik, a dostałem wielkie pudło. Co więcej, po otworzeniu zewnętrznego kartonu okazało się, że oryginalne, firmowe opakowanie Olympusa jest tylko niewiele mniejsze. Zacząłem się zastanawiać, jak duży jest w rzeczywistości Olympus OM-D E-M5?

oly1

Olympus OM-D E-M5 – zaraz po wyjęciu z kartonu.

 

Szybko się okazało, że jednak jest bardzo mały. Tak mały, że w moich łapskach niemal ginie. A już na pewno nie można powiedzieć, że wygodnie się go trzyma. Ale już pierwsze dotnięcie korpusu sprawiło miłą niespodziankę – ani śladu tego wrażenia plastiku, tak dobrze znanego z większości współczesnych aparatów. W dotyku Olympus OM-D E-M5 jest zimny, metalowy i… ciężki! Ten korpus chyba rzeczywiście jest zrobiony z metalu! A przynajmniej w dużej części, bo jak się szybko okazało, częściowo, a szczególnie za ekranem, mamy do czynienia ze zwykłym plastikiem.

oly2

Ekran z tyłu korpusu. Można go odchylać do góry oraz do dołu. Niestety, nie porusza się na boki.

Uchylny ekran jest wysokiej jakości i jest to ekran dotykowy. Przy jego pomocy można w bardzo wygodny sposób robić zdjęcia – dotykając palcem miejsce, na które ma być ustawiona ostrość. Natychmiast po ustawieniu ostrości, co odbywa się zdumiewająco szybko, aparat robi zdjęcie. Również celownik jest bardzo dobrej jakości. Całkowicie elektroniczny, ale wyraźny, czytelny, o niskim opóźnieniu. I do tego konfigurowalny – w menu można w pewnym stopniu wpływać na to co jest wyświetlane w celowniku. Przełączanie pomiędzy wyświetlaniem na tylnym ekranie a wyświetlaniem w celowniku może się odbywać albo automatycznie, poprzez wykrywanie zbliżenia twarzy (oka) do celownika, lub też ręcznie, przy pomocy przycisku znajdującego się na prawej ściance obudowy celownika. W prawej, górnej części tylnej ścianki korpusu znajduje się wyraźny występ, ułatwiający trzymanie aparatu. Bez niego sprawa byłaby już zupełnie trudna. Niestety, rozmieszczenie elementów sterujących na tylnej ściance nie jest najszczęśliwsze. Nie ma w ogóle mowy, aby jedną ręką obsługiwać aparat. Ja ze swoimi dużymi dłońmi i grubymi palcami, trzymając korpus prawą dłonią, nie jestem w stanie skutecznie nacisnąć kciukiem prawej dłoni żadnego z przycisków na tylnej ściance. Zawsze muszę użyć palca drugiej dłoni. Nawet leżące wydawałoby się w całkiem wygodnym miejscu przyciski odtwarzania zdjęć oraz Fn1 są dla mojego prawego kciuka niedostępne – są zagłębione w stosunku do tylnej ścianki. Do tego oczko paska po prawej stronie korpusu znajduje się idealnie na drodze palca wskazującego do spustu. Reasumując – Olympus OM-D E-M5 jest wyjątkowo nieergonomiczny.

Ale z drugiej strony, jeżeli już poustawiam wszystkie parametry tak, że nie muszę co chwila ich zmieniać, to nagle praca z tym korpusem staje się całkiem wygodna – w głównej mierze dzięki bardzo dobrze wyprofilowanemu miejscu na kciuk.

oly3

Górna płyta – widać tu pokrętło wyboru programu (po lewej stronie) oraz dwa nieopisane pokrętła po prawej stronie.
Do tego spust migawki, włącznik nagrywania filmu oraz przycisk funkcyjny Fn2.

Po prawej stronie celownika znajdują się dwa pokrętła. Są to pokrętła uniwersalne – ich funkcje zmieniają się w zależności od wybranego programu czy realizowanej czynności. Dla jednych to zaleta, uniwersalność. Ale dla mnie to powód do frustracji: nigdy nie wiem, którym pokrętłem mam pokręcić, aby wprowadzić korektę ekspozycji lub zrobić coś innego. W tym wypadku ta uniwersalność działa przeciwko mnie. Ideałem dla mnie jest to, co widać na górnej płycie Fujifilm E-X1: dwa świetnie i jednoznacznie oznaczone pokrętła. Tymczasem Olympus funduje nam coś w rodzaju zgadywanki i testu na pamięć.

oly4

Spód aparatu. Widać tu gwint do statywu – niestety przesunięty w stosunku do osi optycznej obiektywu,
pokrywę komory akumulatora oraz gniazdo ze stykami elektrycznymi do zewnętrznego
pojemnika na akumulator, który jest jednocześnie uchwytem do trzymania aparatu w pionie.

Spód aparatu to gniazdo statywowe, pokrywa pojemnika na akumulator oraz gniazdo do podłączenia dodatkowego uchwytu z zewnętrznym pojemnikiem na akumulator.

No dobrze, do tej pory pisałem o rzeczach, które widać. W wielu miejscach nie jestem zadowolony z tego, co widzę. Jak więc wypada ogólna ocena tego korpusu po pierwszych chwilach jego używania? Pomimo wypunktowania kilku wad, moja opinia o tym korpusie jest jak najbardziej pozytywna. Zacznijmy od jakości wykonania – tu jest niemal idealnie. Niemal, bo Olympus OM-D E-M5 ma jedną wadę konstrukcyjną: z tyłu mocno szumi. Szum dochodzi zza tylnego ekranu i podobno powodowany jest przez magnetyczne zawieszenie matrycy. To można było zdecydowanie lepiej wytłumić. Ale pozostałe elementy korpusu nie budzą żadnych wątpliwości co do wysokiej jakości wykonania. Wszystkie elementy trzymają się pewnie, pracują z należytym oporem, a jednocześnie dostatecznie łatwo. Celownik jest bardzo wysokiej jakości. To samo dotyczy ekranu. Wbudowana w korpus stabilizacja obrazu działa nadspodziewanie efektywnie. Muszę przyznać, że do chwili pierwszego kontaktu z Olympusem OM-D E-M5 byłem do tego wynalazku nastawiony całkowicie negatywnie, ale teraz moje nastawienie zmieniło się diametralnie. Pierwsze testy, zarówno z obiektywami systemu mikro 4/3 jak też z obiektywami Nikona, podłączonymi przez przejściówkę, dały bardzo zachęcające rezultaty – nawet przy ogniskowej 300mm. Aż się nie mogę doczekać chwili wolnego czasu, aby w dzień porobić trochę zdjęć! Również jakość przetwornika obrazu jest zdumiewająco dobra. Zdjęcia wychodzą ostre, a szumy niezwykle małe, w porównaniu do na przykład Panasonika G5.

Teraz pozostaje tylko znaleźć chwilę czasu i przetestować robienie zdjęć 🙂

Dodaj komentarz