Aktualizacja – na końcu dopisałem, co odkryłem przy okazji 🙂
W X-T2, a tym bardziej w X-H1, znajdziemy szereg funkcji, które umożliwiają zastosowanie tych świetnych aparatów do nagrywania filmów. Wymieńmy tylko kilka: 4K czy możliwość podłączenia zewnętrznego rejestratora, nagrywającego film poprzez port HDMI. A w przypadku X-H1 dodatkowo F-log, ekran dotykowy, pozwalający bezgłośnie zmieniać ustawienia podczas nagrywania i oczywiście IBIS – system stabilizacji obrazu wewnątrz korpusu, co pozwoliło na zastosowanie do nagrywania filmów całej masy obiektywów pozbawionych własnej stabilizacji.
Ale oba korpusy mają pewną ukrytą wadę, która dla wielu filmowców stanowi spory problem: zasilanie.
O co chodzi z tym zasilaniem? Otóż oba korpusy potrzebują sporo prądu, a jednocześnie są stosunkowo małe. Są małe, więc i akumulator jest mały. A mały akumulator, to mała pojemność i krótki czas nagrywania. Do tego dochodzi problem grzania się akumulatora i korpusu oraz ograniczone możliwości oddawania ciepła przez mały korpus.
W sumie mamy dwie możliwości:
1. Korzystamy tylko z akumulatora w korpusie – w tym wypadku mamy dwa ograniczenia: po pierwsze, całkowity czas nagrywania jest ograniczony przez małą pojemność akumulatora. Dla mojego X-H1 jest to jakieś 38 minut nagrywania w 4K. Po drugie, długość pojedynczego nagrania (clip-u, ujęcia) jest ograniczona do 10 minut dla 4K lub 15 minut dla FHD w przypadku X-T2 oraz do 15 minut dla 4K lub 20 minut dla FHD w przypadku X-H1.
2. Korzystamy z power grip, co w sumie daje trzy akumulatory: jeden w korpusie i dwa dodatkowe w gripie. I tu teoretycznie powinno już być dobrze, bo dla każdego z tych korpusów, czas trwania pojedynczego ujęcia, zarówno dla 4K jak i FHD, wydłuża się do 30 minut. Ale nie jest dobrze. Dlaczego? Bo zarówno X-T2 (piszę na podstawie oprogramowania 4.20) jak i X-H1 (oprogramowanie w wersji 1.11), przerywają nagrywanie filmu, gdy jeden z akumulatorów wyczerpie się. Jaki mniej więcej mamy czas do dyspozycji? Podam przykład: X-H1, obiektyw 50-140, stabilizacja wyłączona (nagranie ze statywu), 4K UHD, trzy akumulatory NP-W126S, dla których korpus na początku nagrania pokazywał 100%: pierwszy akumulator (lewy akumulator w gripie) wyczerpał się po 14 minutach i 59 sekundach nagrania, przerywając nagrywanie. Pozostałe dwa akumulatory nadal pokazują 100%. Co ciekawe, po przerwaniu nagrania wyłączyłem korpus, wyjąłem kartę, zgrałem klipy na komputer, włożyłem kartę z powrotem i włączyłem zasilanie. Jakież było moje zdumienie, gdy zobaczyłem, że ten akumulator, który przed chwilą wyczerpał się (czyli lewy w gripie), teraz jest naładowany do 60%! Pozostałe dwa akumulatory – nadal 100%! I uwaga: ten sam zestaw akumulatorów, bez wymiany, bez ładowania, z akumulatorem, który przed chwilą rozładował się do końca, a następnie „magicznie” odzyskał 60% ładunku, korpus nagrał kolejne 15 minut w tej samej konfiguracji, zanim ten sam akumulator ponownie został pokazany jako rozładowany do dna! Tym razem magia nie powtórzyła się – po wyłączeniu korpusu i jego ponownym włączeniu, akumulator nadal pozostał rozładowany do dna, a pozostałe dwa naładowane na 100%. Ponownie włączyłam nagrywanie, bez wymiany i bez ładowania akumulatorów. Tym razem X-H1 nagrał 25 minut i 26 sekund, a stan akumulatorów po nagraniu to 100% w korpusie, a w gripie 0% lewy akumulator i 0% prawy akumulator. I uwaga – po ponownym włączeniu korpusu, akumulator w korpusie 100%, a w gripie lewy 0%, a prawy… 60%. Ponownie włączyłem nagrywanie. Tym razem nagranie trwało 15 minut i 5 sekund, zanim znów prawy akumulator pokazał 0% i nagranie zostało przerwane. A nadal mam 100% pojemności akumulatora w korpusie! Włączyłem ponownie nagrywanie i spodziewałem się, że ponieważ korpus używa tylko baterii wewnętrznej, to zadziała ograniczenie do 15 minut, jak bez gripu, ale nic z tych rzeczy: tym razem nagrało się 30 minut, a akumulator w korpusie pokazuje 40%. No to jeszcze raz włączyłem nagrywanie. Tym razem bateria w korpusie padła po 8 minutach i 21 sekundach.
Zasadzek jest więcej, jak choćby to, że nawet gdy korzystamy z power grip, ale ustawimy przełącznik w power grip w pozycję „Normal”, to i tak mamy ograniczenie na maksymalną długość nagrania jak bez gripu. Aby mieć do dyspozycji pełne 29 minut i 59 sekund klipu, grip musi być przełączony w pozycję „Boost”.
Ale wracając do głównego wątku: to jest poważna sprawa. Nie po to kupujemy grip, który daje czas nagrania prawie pół godziny, żeby następnie tracić nagranie w losowym momencie. A do tego co ma znaczyć to „magiczne odzyskiwanie ładunku”?!
Dlaczego jest to poważna sprawa? Popatrzmy na dwa przypadki. W jednym jesteśmy tzw. vlogerem, czyli nagrywamy sami siebie. Nawet jeżeli mamy podgląd nagrania na bieżąco na zewnętrznym ekranie (na zewnętrznym, ponieważ ani X-T2, ani X-H1 nie pozwalają na takie ustawienie wbudowanego ekranu, aby był on widoczny od przodu, przez osobę nagrywaną), to trudno jest cały czas wypatrywać na ekranie małego znacznika nagrywania. Mi samemu zdarzyło się już, że nagrywałem materiał, którego nie mogłem powtórzyć i nie zauważyłem, że jeden z akumulatorów się wyczerpał i aparat przestał nagrywać. A ja dalej gadałem i prezentowałem to, co chciałem zaprezentować nie mając pojęcia, że gadam sam do siebie.
I sytuacja druga: stoimy za kamerą jako operator i mamy ciągły podgląd sytuacji. Czy to nas ratuje? Też nie, ponieważ po wyczerpaniu jednego z akumulatorów aparat przestaje nagrywać, zapisuje dotychczasowe nagranie i dopiero po kilku sekundach możemy nacisnąć przycisk, aby ponownie włączyć nagrywanie. A to oznacza co najmniej kilkusekundową przerwę w nagraniu i co za tym idzie, kilkusekundowy przeskok akcji.
Czy sytuacja jest beznadziejna? Na szczęście nie. I mamy co najmniej dwa rozwiązania (pomijając to najbardziej pożądane, czyli poprawę oprogramowania X-T2 i X-H1 przez Fujifilm).
Rozwiązanie pierwsze:
Podłączamy do gripu zewnętrzne zasilanie. Jeżeli możemy, to zasilanie sieciowe, w postaci zasilacza, będącego na wyposażeniu power grip-u. Oczywistą wadą zasilania sieciowego jest ograniczenie możliwości jego zastosowania poprzez dostępność gniazdka elektrycznego oraz długość przewodu 🙂 Jeżeli zasilanie sieciowe nie wchodzi w grę, to możemy spróbować podłączyć jakiś power bank. Ale tu uwaga: power bank trzeba podłączyć do gripu, a nie do korpusu. Dlaczego? Bo w pierwszej kolejności aparat korzysta z akumulatorów w gripie, a poprzez złącze USB w korpusie ładowany jest tylko akumulator w korpusie. I jeszcze jedna sprawa: grip nadal musi być przełączony w tryb „Boost”, bo inaczej wracamy do ograniczenia długości ujęcia jak bez gripu.
Rozwiązanie drugie:
Nie włączać nagrywania 🙂 Nie, to nie żart – wystarczy ustawić aparat tak, aby nigdy się nie wyłączał przy bezczynności i poprzez port HDMI podłączyć zewnętrzny rejestrator. To rozwiązanie ma dodatkową zaletę: przy okazji omijamy ograniczenie długości ujęcia do 29 minut i 59 sekund, narzucone przez Unię Europejską na sprzęt fotograficzny, mający przy okazji możliwość nagrywania filmów. Jak zwykle chodzi o pieniądze: jeżeli sprzęt daje możliwość nagrywania ujęć dłuższych niż 29 minut i 59 sekund, to jest to sprzęt video, a na taki nakłada się wyższe opłaty importowe. Ale oczywiście są i wady tego rozwiązania: rejestrator z reguły kosztuje sporo, a do tego potrzebuje zasilania dla siebie – i wracamy do kwestii pojemności akumulatorów, tylko że tym, razem akumulatorów dla rejestratora 🙂
Tytułem podsumowania – przekaz do Fujifilm:
Chłopaki i dziewczyny – pobudka! Bezlusterkowce Nikona i Canona nadchodzą wielkimi krokami – czy naprawdę chcecie stracić wszystkich filmujących z powrotem do jednego z nich?
Aktualizacja:
A przy okazji powyższych testów odkryłem, że akumulatory NP-W126S… bardzo źle znoszą doładowywanie i wymagają pełnego rozładowania. Jak napisałem wyżej, pierwsze nagranie miało tylko 15 minut i pierwszy akumulator rozładował się. Po zakończeniu powyższych testów, gdy wszystkie akumulatory były rozładowane do zera, naładowałem je i ponownie włączyłem nagrywanie – przy tych samych ustawieniach co wyżej. I tym razem pierwsze nagranie miało 30 minut – po nim lewy akumulator miał nadal 60%, a pozostałe po 100%. Drugie nagranie – i lewy akumulator rozładował się po 20 minutach nagrania, oczywiście przerywając nagrywanie, pomimo naładowania pozostałych dwóch akumulatorów na 100%. I co ważne, tym razem po wyłączeniu i ponownym włączeniu aparatu lewy akumulator nadal był rozładowany – nie było efektu „magicznego doładowania”.
A do tej pory nie rozładowywałem akumulatorów do końca, tylko je doładowywałem. Wniosek? NP-W126S nie należy doładowywać, tylko rozładować do końca i dopiero naładować.