Pewnego wieczora siedziałem sobie w domu, gdy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałem głos pani, która w imieniu mojego operatora komórkowego proponowała przedłużenie umowy. Jedną z atrakcji, zachęcających do przedłużenia umowy, miał być tablet za 1zł. Ponieważ od jakichś dwóch lat mam iPada, to grzecznie odpowiedziałem, że nie jestem zainteresowany, bo używam iPada. Jakież było moje zdumienie, gdy usłyszałem po drugiej stronie: „Panie Jakubie, przecież iPad to nie to samo co tablet!”. Po chwilowym osłupieniu pozbierałem się i stwierdziłem, że rzeczywiście – iPad to nie do końca to samo co tablet i z mentalnym chichotem odłożyłem słuchawkę. Pomyślałem sobie, że pani z call-center albo ma źle napisany skrypt, albo się zupełnie nie zna na tabletach, a chciała błysnąć. Pewien swojej wyższości zapomniałem o tym zdarzeniu.
Aż pewnego dnia zaistniała potrzeba, aby z iPada odpowiedzieć na e-mail, załączając do odpowiedzi plik. Po pięciu minutach nadal zastanawiałem się jak to zrobić. Po dwudziestu minutach zacząłem wątpić w swoje zdolności. Po kolejnych dziesięciu minutach postanowiłem zapytać wszechwiedzący Google – dowiedziałem się, że to wcale nie jest trywialne zagadnienie. Można z poziomu aplikacji obsługującej dany typ pliku wysłać jeden plik – ale pod warunkiem, że aplikacja ma interfejs do poczty na iPadzie. Bo jak nie ma, to poczta sama w sobie nie potrafi dołączyć pliku do już napisanego, gotowego do wysłania maila. A jeżeli chcemy załączyć kilka plików, z których każdy jest obsługiwany przez inną aplikację, to coś takiego w ogóle nie jest możliwe. Pewną protezą jest zastosowanie dodatkowego oprogramowania firm trzecich, które pozwala załączyć w mailu dowolny plik. Ale ten plik musi być specjalnie skopiowany do tej aplikacji – a więc jeżeli mam na iPadzie plik, z którego korzystam za pośrednictwem oryginalnej aplikacji, to przed wysłaniem jako załącznik, muszę ten plik skopiować do tej specjalnej aplikacji, która potrafi wysyłać pliki. Co za bezsens? Dlaczego nie mogę z poziomu maila po prostu wybrać pliku do wysłania? A jeżeli już nie pliku, bo iPad nie dopuszcza w ogóle grzebania w plikach, to danych aplikacji, które są na iPadzie?
I w tym momencie przypomniały mi się słowa miłej pani: „Panie Jakubie, przecież iPad to nie to samo co tablet!”. Zadumałem się nad ich sensem na dłużej i nieco zwątpiłem.
Ale czas leczy rany 🙂 Zapomniałem o temacie i znów było fajnie. Aż do pewnego momentu! Lubię zdalnie sterować różnymi urządzeniami. Głównie są to aparaty fotograficzne, ale także na przykład roboty. Mam LEGO Mindstorms NXT 2.0 (no co, faceci nigdy nie dorośleją!) i wpadłem na pomysł, aby zbudować system sterowania sprzętem foto na bazie tego zestawu. W sumie prosta sprawa: kostka + 2 silniki. Jeden z silników zmienia ogniskową obiektywu, a drugi zmienia kierunek patrzenia aparatu. Komunikacja z kostką przez Bluetooth. Trywialnie proste. Czyżby? Dla tabletu z Androidem – tak. Dla tabletu z Windows – tak. Ale nie dla iPada. Dlaczego? Bo iPad ma co prawda normalny moduł Bluetooth, ale jego działanie zostało sztucznie ograniczone do komunikacji z urządzeniami audio. A z innym komputerem nie pogada. Na początku nie wierzyłem. Ale przekopałem Internet i okazało się, że rozwiązania są dwa: albo zmiana systemu iOS z oryginalnego na Cydia, albo zastosowanie Mac-a jako pośrednika, który już normalnie działającym portem Bluetooth połączy się z kostką LEGO, a portem Wi-Fi z iPadem. Że co?!
„Panie Jakubie, przecież iPad to nie to samo co tablet!” Cholera! Pani z call center miała rację!