Rano (no, to taki tradycyjny zwrot) wyszedłem do ogródka na kawę. Wziąłem też banana. Siedzę, jem banana i widzę, jak po stole pełznie robaczek. Taki malutki, 10 milimetrów długości, milimetr grubości. Zdjąłem z banana takie białe pasemko, które jest między skórą a miąższem i położyłem przed robaczkiem. Popatrzył, podszedł, posmakował – widać było, że mu pasuje. Natrzaskał się jak trzeba. I poszedł dalej… do filiżanki z kawą.